English Español Français Deutsch Italiano Český Polski Русский Română Українська Português Eesti 中文 日本

Współczesna wiedza o Bogu, Ewolucji, sensie życia człowieka.
Metodologia duchowego doskonalenia się.

 
David Copperfield
 

Niezwykła podróż do Davida Copperfielda/David Copperfield


David Copperfield

David Copperfield

 

Na scenie pojawia się inaczej niż wszyscy: nie wychodzi zza kulis, nie wchodzi po schodach z sali, nie opuszcza się z sufitu po linie... Przylatuje na scenę. Czyni to bez pomocy jakichkolwiek środków technicznych. Szybuje dzięki mocy Swojej Świadomości. Po prostu lewituje.

Lata nad sceną pionowo lub poziomo układając ciało, głową lub nogami do przodu. To wszystko jest pełne zadziwiającej gracji, artyzmu!

Potem zawisa w eleganckiej pozie — jak gdyby leżąc i podpierając ręką głowę. Pomocnicy przesuwają wzdłuż Jego ciała liczne obręcze, aby pokazać, że żadne niewidoczne przyrządy nie podtrzymują Go. Łatwo, jak ryba w wodzie, “wpływa” i wypływa ze sfery, utworzonej przez duże, obracające się, zapalone obręcze, następnie podobnie porusza się w ogromnym, przezroczystym akwarium, zamkniętym ściankami ze wszystkich stron.

Nie jest przywidzeniem: mówi, "rozjaśniając” ludzi Swoim olśniewającym uśmiechem. Niekiedy “funduje przejażdżkę”, szybując nad sceną, z trzymaną na rękach kobietą z widowni...

Przechodzi przez ściany: przez lekkie przegródki na scenie i przez Chiński Mur. Jak to wygląda? — Podchodzi do ściany, “zanurza” w niej dłoń, dalej, powoli rękę, potem na oczach widzów znika całe Jego ciało; później tak samo stopniowo pojawia się ono po drugiej stronie ściany — najpierw dłoń, następnie cała ręka...

Dematerializuje i materializuje dowolne przedmioty — tak małe, jak i duże, przykładowo nawet samolot, wagon, Statuę Wolności, a także Swoje ciało i ciała pomocników.

W Jego wykonaniu dematerializacja i materializacja może być natychmiastowa lub stopniowa, czyli odbywająca się etapami.

Przykładowo najpierw materializuje ciało kobiety — jest żywe, porusza się, uśmiecha się, ma bogatą mimikę — następnie po kawałku go dematerializuje: najpierw rękę, potem nogę, włosy... W trakcie tego uśmiechnięta kobieta życzliwie pozdrawia skinieniem dłoni widzów, jakby mówiąc: wszystko w porządku, jest mi dobrze! Potem jej ciało całkowicie znika, a ona zamienia się w ducha.

Czasami On Sam w jednym miejscu znika, pojawiając się w innym, demonstrując przy tym powolną materializację. W tym celu na ażurowe podstawki pomocnicy układają dużą, grubą, stalową blachę. Nakrywają ją tkaniną. David Copperfield powinien zmaterializować ciało między blachą a płótnem. Ażurowe podstawki powinny wykluczyć u widzów podejrzenie, że przykładowo On podpełza od dołu, przez otwór w stalowym arkuszu... Nagle płótno pośrodku płyty się podnosi, pod nim pojawia się coś w rodzaju leżącego na boku embrioniku, który stopniowo staje się coraz to większy — i David Copperfield zrzuca tkaninę ze Swojego zawsze elegancko ubranego ciała.

W trakcie innego pokazu nagle, w mgnieniu oka zamienia się miejscami z pomocnicą: tam, gdzie było Jego ciało, teraz jest jej, a parę metrów dalej, gdzie stała ona — teraz jest On. Zadowolony, śmiejąc się, pyta widownię: “No i jak? — czy spodobał się Państwu nasz trik?"...

Dematerializacja i materializacja własnego ciała i ciał pomocników to zwykłe numery Jego show.

Podobnie często pracuje z przedmiotami. Przykładowo powoduje zawieszenie w powietrzu podrzucanego przez Siebie płótna, które potem z lekkim trzaskiem się dematerializuje, podobnie jak dzieje się to z obrączką, pierścionkiem, wypożyczonymi od kogoś z widzów, a następnie materializowanymi jako nawleczone na sznurówkę lub przewężenie klepsydry...

Czasem asystentka kładzie się do skrzyni, którą — wraz z jej ciałem — Copperfield tnie na kawałki, specjalnie demonstracyjnie rozsuwane... Przy czym jej dłoń i stopa, sterczące z odcinków skrzyni, dalej się poruszają... Koszmar!... Barbarzyństwo!... Tymczasem części są połączone — i ona wychodzi ze skrzyni, uśmiechnięta, promieniując pięknem...

Kiedy indziej drze na części papier, potem łączy kawałki, które się “zrastają”. Pozostają jedynie paski w miejscach dawnego rozdarcia. “Nie szkodzi, zaraz je wyprasujemy”- mówi, “prasując” je palcami jak gorącym żelazkiem — z syczeniem wychodzi para — papier się wygładził.

Flamastrem maluje na arkuszu papieru przestrzenny obraz talii kart do gry. Wstrząsa nim lekko, podrzucając kartkę z rysunkiem — z talii “wysuwa się” jedna karta. Potrząsa znowu — “wysuwa się” bardziej...

Śmieje się: czynię cuda wprost przed Wami, widzami, a powiadają: “To kombinowane zdjęcia!...”.

Już Mu się znudziło demonstrowanie cudów “w czystej postaci”, przybierając je “dla naukowców” w nienaganną “dokładność eksperymentu”. Zaczyna zatem żartować. Przykładowo, udaje, że trik mu się nie udał, peszy się..., a wtedy ta sytuacja (wcześniej już przygotowana) staje się początkiem kolejnej cudownej niespodzianki!

Wymyśla ponadto różne fabuły pokazów, np. “wywołuje duchy”, które (niby) wkładają na Jego ciało ze związanymi rękoma marynarkę, a potem, tak samo w jednej chwili, zdejmują ją... W rzeczywistości to wszystko robi On Sam, a nie duchy.

Opowiada też, jak był chłopcem, miał dziadka... Pokazuje jak gdyby stary zapis magnetowidowy ze Swego dzieciństwa... Nagle w tym miejscu, gdzie dopiero co stało ciało Davida materializuje się na scenie ten mały chłopiec... Wtedy David w kolejnym nowym ciele wychodzi zza kulis...

David-dorosły i David-dziecko jak gdyby się spotykają i patrzą na siebie... Jednak ten chłopiec ma inny niż David kształt małżowiny usznej, a to cecha, która z wiekiem się nie zmienia... Jaki z tego wniosek? — To wcale nie był On ze Swego dzieciństwa, a po prostu potrzebował fabuły, aby pięknie pokazać kolejny cud...

...Czy miał dzieciństwo, jak zwykli ludzie? Czy rzeczywiście Jego ciało ma teraz około 40 lat? Czy musi stwarzać tę legendę, aby zbytnio nie szokować otoczenia? Przecież posiada absolutną władzę nad materią, m. in. materią własnego ciała. Więc potrafi mu nadać dowolne oblicze, odpowiadające każdemu wiekowi...

W scenie przecinania ciał asystentek przecież On wcale nie tnie żywych ciał, a po prostu zamienia je na zewnętrznie podobne, lecz składające się z materii obojętnej. Jednocześnie powoduje, że kawałki tej materii monotonnie się poruszają...

To właśnie absolutna Boska władza nad materią w małych i dużych jej objętościach, zdolność do dematerializacji i materializacji Siebie i innych, umierania i zmartwychwstawania niezliczoną liczbę razy!

Jedyna rzecz, której nie potrafi, to szybkie uczynienie ludzi doskonałymi, ponieważ tego nie potrafi nikt, jest to nawet nad siły Boga. Mogą tego dokonać tylko sami ludzie, jeżeli będą usilnie i uporczywie tego pragnąć...

Nie ma więc sensu proszenie Davida by uczynił kogoś doskonałym, przecież nawet nie będzie próbował tego zrobić, natomiast pomaga ludziom, demonstrując możliwości człowieka, inspirując, ucząc przez Swój przykład.

David Copperfield uwielbia tańczyć — często z od razu na scenie materializowanymi partnerkami. Tańcem manifestuje subtelną, czułą, harmonijną miłość emocjonalną między ludźmi.

Głosi Miłość Sobą.

To, co mówił w słowach Jezus, David przekazuje przez taniec, promienny uśmiech, miłość do każdego, kto z Nim obcuje.

Jezus nauczał Miłości, mówił, że Droga do Ojca prowadzi przez Miłość do ludzi, że głównym przymiotem Boga jest Miłość, Bóg jest Miłością, David zaś pokazuje to Sobą, podobnie nawołując ludzi na Drogę Miłości.

...Co opowiada o Sobie? To, że urodził się w 1956 roku w Stanach Zjednoczonych, w stanie New Jersey, mieszkał i mieszka z rodzicami, rodzina matki wywodzi się z Kijowa; kiedy był mały, rodzina zawsze wyjeżdżała na południe — na Florydę. Bardzo chciał zobaczyć śnieg, którego tam nie ma, a tak mocno tego pragnął, że pewnego razu Sam spowodował opad śniegu... W trakcie opowieści o tym z Jego dłoni zaczyna się sypać materializowany śnieg, który długo pada na widzów na sali... To znów żart, tylko pretekst do kolejnego cudu materializacji... Mówi, że magii uczył Go dziadek, a pierwsze magiczne triki, które opanował, były z kartami do gry... i w tym momencie powoduje znikanie i pojawianie się kart... Wspominałem już o historii z materializacją chłopca-Davida.

Jak rozpoznać, co tu jest prawdą, a co jedynie pięknymi wątkami? — Zresztą, czy to potrzebne? Czy jest ważne, w jakim mieście i w jakim roku pojawił się na Ziemi? Przecież istotne jest zupełnie co innego — jak zostać takim jak On...

Copperfield ani słowem nie mówi o Swojej Boskości. Wręcz przeciwnie, laików przez specjalnie dobrane numery Swoich pokazów upewnia, że wszystkie cuda, to tylko “zręczność rąk”. Przykładowo “sztuczka” ze “znikającym jajkiem”: ochotniczka z widowni, siedząca obok niego na krześle, nie widzi tego, co zauważają wszyscy widzowie — że jajo spada na podłogę, a nie znika, albo że David przekazuje go pomocnikowi, który zakradł się z tyłu... Zewnętrznie to wygląda jak “zręczność rąk”, w rzeczywistości zaś jest to magiczne oddziaływanie na zdolność innej osoby do percepcji. Sens zaś tego numeru to właśnie utrzymywanie złudzenia, aby niepotrzebnie nie podrażniać laików.

Copperfield nie opowiada zatem widzom o Bogu, o Swojej Boskości. Dlaczego? Dlaczego Bóg miałby nie wykorzystać tej sytuacji dla masowego nawrócenia ludzi na wiarę w Niego?

Dlaczego, Davidzie, nie powiesz ludziom prawdy, że jesteś Bogiem?!...

Co wówczas zrobiliby ludzie, jeżeli powiedziałby?

Czy uwierzyliby? Oczywiście że nie!

Jednostki pojmą to i tak, bez zbędnych słów. Kim są? — To ci, którzy wiedzą Kim jest Bóg i co to Boskość.

Wrogowie Boga natomiast rozbestwiliby się. Chociażby w Rosji i tak już został zabity Wiaczesław Coj, który podjął się zorganizowania służb porządkowych w trakcie planowanych gościnnych występów Davida w tym kraju...

Czy jednak nie należałoby mieć na uwadze rzesz nawróconych?

Otóż czy są potrzebne Davidowi milionowe tłumy wielbicieli, które zapamiętale będą się żegnać, bić przed Nim liczne pokłony i wymagać udzielania im “błogosławieństw”?

Nie, niewątpliwie David Copperfield chciałby przede wszystkim służyć rozumnym ludziom...

Co na to istniejące konfesje religijne, kościoły?

Cóż powiedzieliby ich dostojnicy, jeżeli by David oznajmił, że jest Nowym Mesjaszem, Wysłannikiem Boga-Ojca? Które z wyznań zdecydowałoby się przyjąć Go w takiej postaci?.. Żadne!

O tym wspaniale mówił F. M. Dostojewski w powieści “Bracia Karamazow”. Cerkwiom Bóg Żywy nie jest potrzebny. Nie wkomponuje się do nich, ponieważ będzie mówił nie to, czego one nauczają.

Przykładowo Jezus oddał życie za to, aby nakłonić ludzi do kochania Boga--Ojca, umieszczenia w Nim centrum swojej uwagi, dążenia do Niego... Jednak który z obecnych kościołów, mianujących siebie chrześcijańskimi, spełnia ten nakaz?

Tłum ludzki charakteryzuje się skłonnością do nienawiści i zabijania Wysłanników Bożych.

Kriszna został zabity na skutek przekleństwa niemądrej kobiety. Był zatruty Gautama Budda. Zabito Jezusa. Próbowano otruć Sathya Sai Babę; to samo stało się z Rajneeshem...

Co popycha ludzi prymitywnych do zabójstwa Tych, Którzy przychodzą, poświęcając się w imię pomocy dla nich? Co jest przyczyną ich nienawiści?

Czemu tłum, rozpalony nienawiścią do Jezusa, krzyczał do Piłata: “Ukrzyżuj! Ukrzyżuj Go!”?

Jezus wcześniej uzdrawiał ciała wielu osób, objawił się jako cudotwórca. Czynił to nie tylko ze współczucia dla nich, lecz też, aby pozwolić się poznać, aby zaczęto Go słuchać.

Prawdziwe uzdrowienie nie polega na uleczeniu ciał (czego się domagał tłum), lecz polega na wyleczeniu dusz z wad i pielęgnowaniu cnót.

Jezus mówił: wystarczy, powinniście teraz pracować nad sobą, dążyć do stania się doskonałymi, jak doskonały jest Ojciec wasz Niebieski! Przecież Królestwo Boże zdobywa się przez wysiłki — wasze własne wysiłki! — a nie dzięki staraniom kogoś innego, nie przez Moje wysiłki!

Jednak ludzie sądzili, że Jezus mógłby uzdrowić ich ciała, uczynić ich bogatymi, ale nie chce tego... Wówczas to zaczęli Go nienawidzieć...

Kobieta, która okradła i próbowała zabić Rajneesha, w swoim wywiadzie dla prasy oskarżyła Go o to, że nie jest mężczyzną...

Wielcy Mistrzowie duchowi idą do ludzi, aby nauczyć ich uzdrawiania dusz, próbują opowiedzieć im najtajniejsze rzeczy o Bogu, o sensie życia na Ziemi — ludzie zaś żądają od nich tylko uleczenia bolączek ich śmiertelnych ciał, materializacji złota bądź pieniędzy, seksu...

Jaka jest tego przyczyna? Czy wystarczy uznać takich wrogo nastawionych przeciwko Bogu ludzi za łajdaków, degeneratów, osób cofających się w rozwoju duchowym itp. i zadowolić się takim wytłumaczeniem?

Nie. Główna przyczyna jest o wiele głębsza, choć na Ziemi ludzi podążających w duchowym rozwoju w przeciwnym kierunku rzeczywiście istnieje dosyć: to tacy, którzy, odwracając się od Boga i Jego Posłańców, pielęgnują w sobie wady.

Rozpatrzmy, czym odróżniają się od siebie ludzie? Zauważmy, że podstawową różnicę stanowi wcale nie płeć i wiek ciał, nie kolor skóry lub narodowość, ale wiek dusz.

...Co się stanie, jeżeli, przykładowo, do młodszej klasy zwykłej podstawówki przyjdzie nauczyciel wyższej uczelni i zacznie czytać dzieciom akademicki kurs matematyki wyższej? Przecież dzieci nic nie zrozumieją. Za jakiś czas po rozpoczęciu tej lekcji zaczną targać się za włosy, rzucać na siebie kredą i mokrymi ścierkami, nawzajem bić się po głowach podręcznikami itp., a najbardziej bezczelni zaczną zaczepiać też wykładowcę...

Podobnie wygląda sprawa z wiekiem dusz. W zasadzie niezależnie od wieku ciał, ludzie z młodymi duszami jeszcze nie są zdolni do przyjęcia najwyższej wiedzy. Mogą myśleć tylko o tym, co najprostsze i im najbliższe: o zdrowiu, pieniądzach, prymitywnym zwierzęcym seksie, innych (często okrutnych rozrywkach) typu polowanie na zwierzęta i ludzi...

Jedynie w miarę dojrzewania dusz w szeregu wcieleń, ich intelekty stają się zdolne do przyswajania sobie coraz to bardziej skomplikowanych zagadnień. Właśnie dlatego pojąć Boga w całej Jego Pełni potrafią jedynie nieliczni.

...Kiedyś Jezus martwił się, że nie mogli Go zrozumieć nawet najbliżsi uczniowie.

Po upływie kilku stuleci od Jego krzyżowej śmierci ludzie, określające siebie jako chrześcijanie, zaczęli wyklinać i zabijać jeden drugiego w czasach “schizm” lub kierować wyprawy krzyżowe przeciw muzułmanom...

Kolejny przykład: chrześcijaństwo — religia, przekazana ludziom od Boga poprzez Żydów — została uznana przez rosyjskie prawosławie jako “rdzennie rosyjska” i w imieniu tej samej religii cerkiew kiedyś rozpoczęła kampanię nienawiści i prześladowań w stosunku do Żydów, wraz z cerkiewną “anatemą” (wyklęciem w imieniu cerkwi), “pogromami żydowskimi”...

Współczesny nam Rajneesh — podobnie jak i Jezus — z ogromnym smutkiem spoglądał na tłum Swoich baraszkujących uczniów... Aby nie zasypiali podczas prelekcji, okresowo był zmuszony do przerywania toku myśli filozoficznej i zabawiania ich, np. odczytując ze specjalnej książki dowcipy...

Kiedy Rajneesh odszedł z ziemskiego życia, do Rosji i innych krajów przybyli m. in. Jego “pseudouczniowie-misjonarze”: podstawą ich kazań było totalne “wszechdozwolenie” — w paleniu, pijaństwie, jedzeniu, seksie. Czyżby tego nauczał ich Rajneesh, głoszący Drogę subtelnej Miłości, harmonii, piękna, całkowite poświęcenie się Drodze duchowej? Smuci się, prawdopodobnie i teraz, obserwując to wszystko z Przybytku Stwórcy...

Kiedyś byłem oszołomiony, nagle się dowiadując, że znaczna część moich moskiewskich uczniów, w rozwój których włożyłem tyle sił, gwałtownie, jak tylko się pojawili kusiciele, zapominając o Drodze do Boga, ruszyła do masowych igraszek seksualnych4 z zupełnie obcymi ludźmi...

Jestem bardzo daleki od tego, aby z nienawiścią osądzać i odrzucać seks. Przeciwnie, dzięki seksualnemu aspektowi Miłości, ludzie, wspólnie poszukujący Boga, mogą na określonych etapach swojego rozwoju pomagać sobie nawzajem w osiągnięciu harmonii, czystości, światła Miłości. Oczywiście, to w niczym nie jest podobne do tego, aby oddać się jedynie prymitywnym seksualnym rozrywkom, zastępując tym całą różnorodną pracę nad kształtowaniem w sobie Boskości.

Taka jest jedna z prawidłowości ewolucji świadomości, że każdy człowiek może odbierać z wyższych nauk jedynie te warstwy informacji, do pojmowania których dorósł. Dla jednych zatem religia to fanatyczna nienawiść do każdego, kto nie przynależy do grona “swoich”, dla innych — prymitywne zabawy, które zostali im podane w religijnym przybraniu, dla niektórych to nieśmiałe i ostrożne dotknięcia świętych przedmiotów, a wreszcie to próby poznania i zgłębiania religii, pierwsze wysiłki nad zmianą siebie zgodnie z Wolą Stwórcy... Za nimi w tym ciągu idą ci, którzy już pokonali jakiś odcinek Drogi, mały lub już znaczny... Przy czym, im wyżej — tym mniej okazuje się być adeptów na tych stopniach rozwoju duchowego. Ci, którzy doszli do końca — już nie powracają: osiągnęli pełną Samorealizację, Boskość.

Uwzględniając całą tę wiedzę, David Copperfield rozpoczął pełnienie na Ziemi Swojej Misji, która dopiero się zaczęła. Jak On dalej poprowadzi Swoją służbę ludziom — zobaczymy.

Jeszcze przed kilku laty, zanim po raz pierwszy zobaczyłem Jego występ w programie telewizyjnym, osobiście mnie poprosił, abym wziął udział w przygotowaniu Jego ziemskiej Misji.

Właśnie tak i oceniam swoją pracę nad przygotowaniem tej książki.

<<< >>>
 
Strona gіуwnaKsi№їkiArtukuіyFilmyFotogalerieWygaszacze ekranuNasze stronyLinkiO nasKontakt